FM PiS Warszawa FM PiS Warszawa
702
BLOG

Gdy człowiek przestaje być człowiekiem...

FM PiS Warszawa FM PiS Warszawa Polityka Obserwuj notkę 1

Niedawno wracałem do domu autobusem, w którym spał bezdomny, napełniając autobus nieprzyjemnym zapachem. Równocześnie jeden z pasażerów, który siedział niedaleko mnie, rozwodził się na temat, że ten bezdomny to nie człowiek.


Od ponad dwóch miesięcy jesteśmy świadkami dantejskich scen pod Pałacem Prezydenckim (warszawiakom polecam przejście się wieczorem Krakowskim Przedmieściem i przyjrzenie się, jak reagują przechodnie na widok modlących się ludzi – stanie się jasne, że nic w tej kwestii nie zostało zakończone). Nie chodzi o rozstrzyganie słuszności w tym sporze – od początku byłem sceptycznie nastawiony do racji reprezentowanych przez obrońców obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Byliśmy jednak świadkami stygmatyzowania tej grupy, ukazywania jej jako chorej, zacofanej, a zarzut zacofania jest najwyższą obelgą dla współczesności, która ukochała ideę Hegla, odrzucając samego Hegla: Nie znajdziemy dziś wśród filozofów wielu prawowiernych Heglistów, ale Hegel nie przestał w dalszym ciągu władać umysłami naszych współczesnych. Jak się wydaje, niektóre jego idee zapuściły teraz głębsze korzenie, aniżeli w epoce rozkwitu Heglizmu. Na przykład myśl, że historia jest objawieniem się idei w rzeczywistości albo, wyrażając się zwięźle i w terminach bliższych umysłowi współczesnemu, idea postępu. Spróbujcie przekonać człowieka wykształconego, że myli się w tym względzie: z pewnością poniesiecie klęskę. (L. Szestow, Początki i końce, Kęty 2005, s. 62)


We wtorek w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości zostało dokonane morderstwo.
Co łączy te trzy wydarzenia? Pozornie wczorajszy wywód pana z autobusu, medialno-polityczna operacja stygmatyzacji jednej z grup społecznych oraz mord dokonany przez człowieka, który miał ambicję zabić jednego z polityków, nie wiąże nic. Faktycznie jednak są one ze sobą głęboko powiązane poprzez fakt, że w każdej z tych trzech sytuacji nastąpiło odczłowieczenie, człowiek przestał być traktowany jako człowiek.
W pierwszej sytuacji nastąpiły dwa podstawowe błędy: nazwę je błędem estetyzmu i błędem socjologizmu. Obydwa błędy są znacznie częstsze, należą do naszej powszedniości. Istotę błędu estetyzmu można przeanalizować na innym przykładzie: stosunku do homoseksualizmu. Czynność homoseksualna może być osądzana na sposób etyczny; zarazem jednak wielu przeciwników homoseksualizmu popada w błąd estetyzmu, tzn. odrzuca czynność homoseksualną nie na drodze etycznej, ale dlatego, że ona ich obrzydza. Krąg ludzi, którzy nigdy nie dochodzą do oceny etycznej, ponieważ nie wychodzą poza estetyzm, wydaje się być naprawdę znaczący. Estetyzm w stosunku do homoseksualizmu, a także w opisanej przeze mnie sytuacji z autobusu, to de facto całkowite wyjęcie osądu ze sfery rozumu. To, czy homoseksualizm oceniamy na sposób estetyzmu, czy wznosimy się do osądu etycznego, nie pozostaje bez konsekwencji praktycznych, choć teoretycznie jedni i drudzy mówią rzeczy dosyć zbliżone. Jednak w istocie osąd etyczny może doprowadzić jedynie do potępienia czynności homoseksualnej, ale nigdy nie do potępienia samego homoseksualisty jako wykazującego pewną skłonność; estetyzm zawsze przenosi swoje obrzydzenie z czynu na człowieka. Dzięki rozumowi działającemu w etyce osoba ujawnia się jako nieprzenikalna, rozum może i potrafi odkryć osobę jako misterium (choć bez Objawienia nie może zrozumieć pochodzenia i znaczenia tego misterium) i dlatego prawdziwy, głęboki osąd etyczny wyklucza wrogość.


Drugim błędem pierwszej sytuacji jest błąd socjologizmu. O człowieku, który jechał ze mną autobusem, można było powiedzieć to, co zostało powiedziane, tylko dlatego, że bezdomny wywołuje skojarzenie z funkcjonowaniem na marginesie społecznym, na uboczu społeczeństwa. Domniemanie funkcjonowania w obrębie jednego społeczeństwa stanowi nieświadomą barierę dla otwartego odczłowieczania. Błąd socjologizmu oznacza, że traktujemy człowieka jako człowieka tylko o tyle, o ile mieści się w granicach normalnego współżycia społecznego. Ten błąd przeważnie nie jest świadomy, to jednak nie pozbawia go realności. Jednym z istotnych celów, jaki próbowano osiągnąć przy okazji konfliktu o krzyż, było utrwalenie obrazu pewnej grupy społecznej jako funkcjonującej na obrzeżu społeczeństwa, bo niemieszczącej się w granicach takiego modelu współżycia społecznego, który arbitralnie zdefiniowano jako normalny. Jak już pisałem, nie zgadzałem się z osobami broniącymi w tej konkretnej sytuacji obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, nie należałem do grupy obrońców. To jednak nie oznacza, że tamtym ludziom nie należy się szacunek. Zdolność do wyrzeczenia, pełnego wysiłku trwania przy wartościach, coraz rzadsza, ujawniła się w ich postawie, a to sprawia, że każde środowisko, któremu zależy na etycznym fundamencie życia społecznego, powinno domagać się ich uznania i wysłuchania przez władze, co nie oznacza akceptacji roszczeń. Tymczasem jednak zaogniono konflikt. Cała ta sprawa udowodniła, że w Polsce istnieją znaczące środowiska polityczne, społeczne i medialne, które chcą wypchnąć pewną grupę wartości poprzez ich ośmieszenie i stygmatyzację ich zwolenników.


Dokonane we wtorek w biurze łódzkiego PiS morderstwo postawiło polską politykę w sytuacji granicznej. Jest to już co najmniej druga po katastrofie smoleńskiej taka sytuacja w tym roku. Oczywiście powstaje pytanie, na ile to wydarzenie jest polityczne, a odpowiedź na nie jest trudna. Z jednej strony, nie ulega wątpliwości, że wydarzyło się to w biurze partii politycznej, której przedstawiciele byli w sposób systematyczny odczłowieczani, a retoryka stosowana wobec niej była bardzo ostra. Prawie powszechna akceptacja dla wypowiedzi ogromnie poniżających polityków tej partii (nie chodzi tylko o wypowiedzi Janusza Palikota) jest niezaprzeczalna. Z drugiej strony jednak trudno wyrokować, na ile ta retoryka miała wpływ na samego mordercę. Nie znamy sfery motywacji mordercy. Zginął jednak człowiek, zginął jako reprezentant partii politycznej – a to nakłada na nas obowiązek refleksji nad polską polityką, gdyż tylko poprzez refleksję można określić, czy jest ona drążona przez chorobę, która tak skrajną wrogość, a także inne przejawy wrogości czyni bardziej prawdopodobnymi.
Uprzedmiotowienie człowieka nie jest wyłącznie cechą polskiej polityki, jest obecne w naszej codzienności. Nikt z nas nie może wymówić się od winy. Politycy są tylko ludźmi, świat polityki nie jest poza codziennością. Także w zaistniałej sytuacji należy przezwyciężyć polityczny partykularyzm i przyznać, że każda ze stron sceny politycznej nie jest zupełnie wolna od winy odczłowieczania, należy wyznać własną winę, gdyż tylko poprzez wyznanie winy może stać się dostępnym odkupienie. Nie oznacza to prostego obarczania odpowiedzialnością za mord (choć kwestią dyskusyjną jest, na ile retoryka przeciwników PiS miała wpływ na decyzję mordercy, a kwestią niezaprzeczalną jest, że z taką retoryką w tej sytuacji należy skończyć raz na zawsze), oznacza to raczej stwierdzenie, że polska polityka jest drążona przez chorobę, która może być przezwyciężona jedynie na drodze wysiłku etycznego i duchowego. Żadna z partii nie jest zupełnie poza tą chorobą, co oznacza, że każda powinna radykalnie przemyśleć zasady swojej obecności na scenie politycznej i sposób zwracania się do obywateli. Jeżeli polityka ma być Polityką, jeżeli ma ona rzeczywiście być troską o dobro wspólne, to nie może być po prostu taka, jak społeczeństwo, musi być zawsze o krok przed społeczeństwem, o krok przed codziennością, powinna wyznaczać kierunki, prowadzić do humanizacji relacji międzyludzkich. To nie jest tylko postulat dążenia do czegoś ponad, którego niewypełnienie nie oznacza winy - jest to obowiązek każdego polityka jako tego, który chce być na czele społeczeństwa, obowiązek, którego niewypełnienie pociąga za sobą winę. Jest to teza o koniecznej obecności zasady arystokratycznej w warunkach demokratycznej struktury społecznej, która to zasada oznacza trwanie przy jakości, niepoddawanie jej we władzę ilości. Na polityku ciąży obowiązek większej szlachetności, wyższej etyki, niż na przeciętnym obywatelu, i to przede wszystkim wypełnienie tego obowiązku wpływa na ocenę etyczną postawy polityka jako polityka.


W zakończeniu warto zauważyć, że z tego, co zostało powyżej napisane, miał wyłonić się pewien ideał polityka. Idealny polityk to ten, który funkcjonuje w logice wstępowania i zstępowania, opisanej w następujących słowach: Jedna z dróg wstępowania prowadzi do tego, że człowiek staje się 'pierwszy'. W tym momencie dotykamy niezgłębionego paradoksu chrześcijaństwa. 'Pierwsi', to znaczy ci, którzy osiągnęli szczyty duchowe (nie mówię o elementarnym przypadku 'pierwszych' z powodu sławy, bogactwa i władzy), stają się 'ostatnimi'. Jest to poważne ostrzeżenie dla 'wstępujących'. Aby nie być 'ostatnim', należy zstępować, konieczna jest czynna miłość bliźniego, tych, którzy są 'ostatnimi'. Dlatego chrześcijaństwo zbudowane jest na połączeniu ruchu wstępującego i zstępującego, na wolności i współczuciu, na umiłowaniu wartości i jakości oraz umiłowaniu bliźniego, na miłości do Boskich szczytów i miłości do cierpiących na nizinach życia. (M. Bierdiajew, Autobiografia filozoficzna, Kęty 2002, s. 62). W tej perspektywie staje się możliwa obecność zasady arystokratycznej w warunkach demokratycznej struktury społecznej: Przezwyciężając sprzeczność między miłością i kontemplacją, etyka twórczości przezwycięża także sprzeczność między etyką arystokratyczną i etyką demokratyczną. Jest to etyka zstępowania i wstępowania człowieka. Dusza ludzka porywa się wzwyż, w górę, unosi się do Boga, zdobywa dla siebie dary Ducha Świętego, dąży do arystokratyzmu duchowego. Dusza ludzka także zstępuje do grzesznego świata, dzieli los świata i ludzi, stara się pomóc swoim braciom, daje im duchową energię, nagromadzoną w ruchu duszy w górę, w zdobywaniu duchowej siły. Jedno bez drugiego nie jest możliwe. (Tenże, O przeznaczeniu człowieka, Kęty 2006, s. 157) Określenie przeze mnie tego ideału jako ideału polityka ma oznaczać także, że Polityka (ta pisana z dużej litery, ta będąca służbą dobru wspólnemu) nie może być pojęta poza świętością. W istocie to, co wydaje się być najmniej świętym, najbardziej grzesznym, z uwagi na wynikające z jego natury zobowiązanie do wyższej etyki niezwykle potrzebuje ruchu człowieka w górę. Budując porównanie do tancerzy, Kierkegaard stwierdza, że tak opadać, aby od razu wyglądać tak, jak by się stało i szło dalej, tak przemieniać skok życia w krok powszedniości, absolutnie wyrażać wzniosłość w kroczeniu po ziemi – potrafi tylko rycerz wiary, i to jest prawdziwy cud. (S. Kierkegaard, Bojaźń i drżenie, Kraków 2008, s. 71). Prawda świętości dla zwykłego rozumu jest antynomiczna, zawierając w sobie także antynomię wstępowania i zstępowania, życia w Bogu i troskliwej obecności w świecie: Doskonały i jedyny sam w sobie – Abba staje się pełnym przeciwieństw, gdy próbujemy wyrazić Jego dzieło słowami, powiedzieć, że był takim lub też takim. Tak – pościł, ale też naruszał post. Tak – był pokorny, ale był też niezależny. Tak – porzucił świat, ale miłował wszystkie stworzenia, jak nikt inny. Tak – żył w Bogu, ale czytał gazety i lubił poezję. Tak – był łagodny, ale bywał też srogi. Jednym słowem, dla rozumu był pełen sprzeczności. Jednakże dla oczyszczonego rozumu był doskonałą jednością, jak nikt inny. Duchowa jedność wydaje się być dla rozumu sprzecznością. Żył w świecie i był nie z tego świata. Niczym nie gardził i zawsze trwał na wysokościach. Był duchowy, pneumatoforyczny [tzn. dosłownie: niosący Ducha - przyp. TH], na Jego przykładzie można było zrozumieć, czym jest chrześcijańska duchowość, czym jest chrześcijańskie 'nie z tego świata'. (P. Florenski, Sól ziemi, Białystok 1996, s. 97-98) Ta antynomiczność ma swoje źródła w dogmacie Soboru Chalcedońskiego o dwóch naturach Chrystusa, bowiem to ta prawda wiary oznacza także, że zrealizować własne człowieczeństwo można tylko w Bożym podobieństwie. Sam zaś pogląd o człowieczeństwie realizującym się na drodze podobieństwa Bożego jest w chrześcijaństwie od najdawniejszych czasów, zaznacza się już w pismach św. Ignacego Antiocheńskiego, napisanych w drodze na śmierć męczeńską: Wybaczcie mi, bracia: nie przeszkadzajcie mi żyć, nie chciejcie, abym umarł; tego, kto pragnie należeć do Boga, nie wydawajcie światu, ani nie zwódźcie go materią. Dopuśćcie, bym otrzymał czyste światło. Kiedy tam dojdę, stanę się człowiekiem. Pozwólcie mi naśladować mękę mojego Boga. (Ignacy Antiocheński, Do Kościoła w Rzymie, VI, 2-3a). To wszystko zaś ma prowadzić do wniosku, że duch ma pierwszeństwo przed polityką, duchowość, wysiłek etyczny powinny poprzedzać działanie w polityce. Wstępowanie musi być przed zstępowaniem, ono umożliwia samo zstępowanie. Określenie wysiłku jako duchowego nie oznacza odmówienia zdolności do niego osobom reprezentującym postawę areligijną – z faktu, że ktoś nie wierzy, nie wynika, że wierzący mogą określić go jako niezdolnego do wysiłku duchowego, a jedynie wynika, że nie w każdej z postaci wysiłek duchowy może się realizować; przykładowo, niewierzący nie wkroczy na drogę wysiłku modlitwy, ale już wspominany stale wysiłek etyczny jest w równej mierze dostępny niewierzącym. I tylko wtedy, kiedy to wstępowanie poprzedza politykę, można uprawiać politykę poza mechanizmami odczłowieczania, nie sięgając po nie.

Tomasz Herbich
 

Blog ten powstał z myślą o prezentacji poglądów i opini członków i sympatyków Forum Młodych PiS. Jeżeli chcesz, by twoja notka ukazała się tutaj, wyślij ją na adres mementi01@ wp.pl.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka